Kolejni uczniowie opuszczają mury kieleckiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Mariusz Jurasik, trener rocznika 2002 z sentymentem wspomina swoich wychowanków i przyznaje: „łezka w oku się zakręciła”.
Mariusz Jurasiktrener odchodzącego ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego rocznika 2002, podsumował miniony sezon, jako trudny – To nie były łatwe miesiące, przygotowania były szarpane z powodu pandemii. Jednak jestem pozytywnie zaskoczony tym, jak wyglądaliśmy na koniec sezonu, zwłaszcza w ostatnich 8 meczach. Ostatnie dwa miesiące chłopców w szkole wypadły bardzo, bardzo dobrze – zagraliśmy końcówkę mądrze i na wysokim poziomie, zdobywając ważne punkty. Była nawet szansa na to, aby znaleźć się w 5 I ligi, co byłoby sukcesem nie tylko dla naszej szkoły, ale dla SMSów w ogóle. – podkreśla. Ostatecznie do zajęcia miejsca w pierwszej piątce kieleckim uczniom zabrakło jednej wygranej.
Jednak nie to jest najważniejsze w całym procesie szkoleniowym. – Nie stawiamy wygranych na pierwszym miejscu, bo cel szkoły jest zupełnie inny.- zaznacza Mariusz Jurasik – Mamy założony plan, mamy określone działania. Najważniejsze było zawsze to, że chłopcy realizowali ten nasz plan, a jeśli się to przekładało na wynik – świetnie.
Trener podkreślił także że jest bardzo zadowolony z wyniku rocznika 2002. – Jestem z chłopców dumny. Nie mogę też nie wspomnieć o rok młodszych chłopcach, którzy wspierali nas mocno w sezonie. Życzę sobie, żeby kolejne roczniki w naszej szkole miały wyznacznik właśnie w tych chłopcach i ich grze – dodaje.
Koniec roku był emocjonalny nie tylko pod względem sportowym – Po ostatnim meczu w szatni, kiedy podziękowałem chłopcom, a chłopcy mi, łezka mi się w oku zakręciła, oczywiście tylko przysłowiowa. – śmieje się Mariusz Jurasik -Spędziliśmy razem kawał czasu. Te chwile były szczególnie dla chłopców trudne, bo to chłopcy są tu sami, bez rodziców. Te 3 lata to czas nauki, dojrzewania, pierwszych miłości – nie chodzi przecież tylko o sport. Musiałem być w zastępstwie rodziców – pomagać i być obok. – mówi trener.
I choć każdy wie, że każda przygoda szybko się kończy, to jednak sentyment pozostaje – W chwili ostatniego gwizdka, wiedziałem, że coś się skończyło, ale takie jest życie i taki jest sport. Mam nadzieję, że będą dobrze prezentować się w przyszłości. Chciałbym zobaczyć ich na szklanym ekranie. Jeśli zobaczę któregoś z orzełkiem na piersi w pierwszej reprezentacji, to będę naprawdę dumny. Będę zadowolony, że moja praca, ale także całego sztabu nie poszła na marne – podkreśla Mariusz Jurasik.